poniedziałek, 23 marca 2015

Wszystko w swoim czasie: Pierwszy.

 

A może nie trzeba mówić? Może trzeba coś zrobić?

Wiedeń 22 lipiec 2015r.
' Podobno miłość i przyjaźń to dwie najważniejsze w życiu człowieka wartości. Dokładnie dwie , które zajmują miejsce na piedestale. Które należy pielęgnować , a które wraz z upływem czasu rozwiną się dając Nam poczucie spełnienia , poczucie satysfakcji. Możność stwierdzenia , że nadeszła ta chwila... Chwila w której z pełną tego świadomością powiemy , że jesteśmy szczęśliwi.
Miłość. To tak potężne i magiczne uczucie , że myśl o pojawieniu się na jej na mojej drodze powoduje strach. Strach przed tym co nieuniknione. Przed bólem , rozczarowaniem.
Boję się. 
Boję się , że nie zniosłabym myśli , że pozostawiam tutaj kogoś kto kocha tak mocno jak ja. Kto wspierał , szanował , wierzył może i nawet silniej, a gdy nadszedł odpowiedni moment nie mógł zrobić już nic...
Zostanie sam. Sam z cierpieniem , stratą ... Bo przecież nie śmierć jest najważniejsza. To nie ona zadaje bezpośredni ból...
To tylko stan. Stan który czeka każdego z Nas. Dziś , jutro , za miesiąc , rok ... może za kilkadziesiąt lat.
Ale będzie. Nieunikniony.
Rani myśl. Wizja tego , że zostaliśmy sami , bez drugiej połówki samego siebie , bez sensu swojego życia , bez tej uzupełniającej cząstki.
Nie zniosłabym myśli , że odchodzę pozostawiając po sobie jedynie wrak człowieka.
To zbyt wiele , aby podjąć jakiekolwiek ryzyko. 
'Kto nie ryzykuje nie pije szampana' - pytanie tylko dlaczego tak rzadko możemy poszczycić się wyższością nad przeznaczeniem.
Przecież to Nasza historia. Część Nas samych.
Kolejny rozdział historii mojego życia , zapisany tam na górze. 
Czy ostatni? Bóg sam raczy wiedzieć.
Przyjaźń. Odeszła. Odeszła wraz z wyrokiem.
Bo tylko najsilniejsi pozostaną. Najwytrwalsi potrafią przejść niewzruszeni przez piekło jakim jest ratowanie czyjegoś życia , a może utrzymywanie go na wystarczającym poziomie.
Odeszli bo stchórzyli? Nie.
Nie dosłownie.
Nie potrafili pomóc, a wizja życia w bezsilności całkowicie przekreśliła zawiązane więzi.
Tylko , że ja nie potrzebowałam niczego od nich , nie potrzebowałam szpiku , którego oni nie mogli mi dać.
Potrzebowałam wsparcia. Tej cholernej myśli , że są przy mnie , a ja mam dla kogo walczyć.
Starać się pomimo tego , że wyrok już zapewne dawno zapadł.
Udowodnili swoją przyjaźń. Pomogli poddając się tym wszystkim proceduralnym badaniom. 
To dla Nich zbyt mało. A dla mnie cholernie dużo.
Ale czy nie powinnam ich zrozumieć? Przecież postąpiłam identycznie.
Wyrzekłam się miłości nie chcąc pozostawić po sobie pustki. Czystej , białej kartki która nigdy nie zostanie zapisana po moim odejściu... 
A oni?
Wyrzekli się przyjaźni , aby nie spoglądać z poczuciem winy , z nieustającym bólem na historię , której rozdział kończy się wraz z rozbrzmiewającym słowem ' z prochu powstałeś i w proch się obrócisz.'.
Zrozumiałe. Bo przecież wszystko przyjdzie w swoim czasie. '

Wiedeń. Szpital onkologiczny. 

To, że czasami miewamy gorsze dni nigdy nie powinno świadczyć o tym, że jesteśmy słabi. Świadczy to jedynie o tym, że jesteśmy tylko Ludźmi. Fakt, że potrafimy potem podnieść głowę i żyć dalej powinien udowodnić nam jacy jesteśmy silni...

Silni wobec siebie , wobec świata , otaczających Nas ludzi.. Bo podobno wystarczy jedynie unieść szerzej powieki , rozejrzeć się by ujrzeć swoją prawdziwą wartość...
- Nie rozumiesz mnie. Ja nie potrafię Ci pomóc jeżeli Ty sam nie będziesz tego chciał. Jeżeli nie otworzysz się sam przed sobą. Nie przyznasz do swoich słabości , nie zaakceptujesz przeciwności losu , nie zaakceptujesz samego siebie , przeznaczenia , które pomimo Twojego buntu i tak nadejdzie. To nieuniknione. - donośny głos rozległ się w jednej z sal terapeutycznych miejskiego szpitala. Głos do tej pory opanowany , spokojny tym razem przerażał swoją barwą. Ranił odbierając nadzieję , na to iż jeszcze może być lepiej. 
- To Ty nic nie rozumiesz. Każdego dnia akceptuje kłody które los rzuca mi pod nogi. Każdej nocy zastanawiam się co zrobić, żeby było lepiej. Żeby każdy oddany skok cieszył a nie dokładał kolejnych zmartwień. Staram się , żeby każda kolejna godzina treningu była owocniejsza , była motywacją do dalszej pracy. Do sukcesów. Staram się wierząc , że wyjdę na prostą. Wierzę , wiedząc że ta wiedza mnie zabija. - rozdygotany męski baryton niemalże od razu zareagował na bezsilny ton głosu kobiety. W niej jedynej pokładał nadzieję , ona jako jedyna mogła pomóc. Pozwolić na to , aby sam uwierzył , że jeszcze cokolwiek może. Że nic nie jest zapisane na kartach przeznaczenia... Że to on sam kreuje swoją przyszłość. On sam tworzy swoje życie. Nikt inny.
- Zostaw to wszystko gdzieś daleko. Zrezygnuj. Odpocznij. Oderwij się od tego czym się zajmujesz. Co pochłania każdą Twoją wolną chwilę, co zabiera Ci czas a już nie cieszy jak dawniej... - próbowała swoich sił w dalszej konwersacji z niewysokim blondynem.
- Prosisz mnie bym zrezygnował z marzeń? Przecież tylko to mi pozostało... - jego głos momentalnie ucichł jakby poszukując w sobie siły na uzewnętrznienie dalszych myśli , dobranie słów które klarownie przedstawią sytuację. - Żyję skokami Sabrina. Żyję w przekonaniu że to one dają mi radość. Cholera ja to wiem! Wiem , że tam gdzieś w powietrzu czuję się szczęśliwy.... - podszedł do dużego okna z którego widok rozciągał się na ośnieżone szczyty pięknych Alp , poszukując wzrokiem punktu w którym mógłby się zatrzymać na moment , ochłonąć z gromadzących się emocji , ulotnić wszystkie kłębiące się myśli ... 
- Te marzenia Cię niszczą Thomas. Wmawiasz sobie coś czego już nie ma. Wierzysz , owszem. - blondynka zbliżyła się do mężczyzny na kilka kroków skrupulatnie analizując postawę jaką sobą prezentował. - Wierzysz w pozorne szczęście , które jakkolwiek by to tłumaczyć daje Ci radość z oddanych skoków , ale gdyby tak było nie przyszedłbyś do mnie , nie prosiłbyś o pomoc ,której Ty sam możesz sobie udzielić. - zakończyła kładąc na ramieniu skoczka swoją ciepłą dłoń.
- Czy Ty sama siebie słyszysz? Mam pozbyć się marzeń , odejść nie zważając na nic... Poddać się zamiast walczyć o siebie? O lepsze wyniki ? - nie potrafił pojąć tego co zgotował mu los , co zostało dla Niego przewidziane , co miało dać mu szczęście , a tak na dobrą sprawę sama myśl o odtrąceniu tego co kocha krzywdziła w niewytłumaczalny sposób. 
- Sabi jak możesz? - w pomieszczeniu rozległ się głos jasnowłosej dziewczyny , która ukradkiem przysłuchiwała się całej rozmowie. Jej przybladła twarz idealnie kontrastowała się z odcieniem ścian w gabinecie , a zielona tekstura jej oczu wpatrywała się ze współczuciem postaci skoczka. - Każesz mu zrezygnować z marzeń ? Z czegoś co jest tak realne w jego przypadku? Z czegoś co daje mu szczęście , co pozwala przeżyć każdy nadchodzący dzień z satysfakcją pomimo tego , że nie był on do końca udany? Przecież on walczy ,stara się. Pokonuje kolejne stopnie stromych schodów , pomimo tego , jak ciężko jest zaczynać wszystko od początku. Zejść na sam dół i zacząć od nowa... On zaczyna. - po raz pierwszy jej głos był opanowany , pewny wypowiadanych słów. Spójny z myślami , które roiły się w jej umyśle. Był inny. Pozbawiony wyczuwalnej obojętności ,nostalgii , która jedynie ukazywała jej brak wiary we własne zapewnienia. Wierzyła. Wierzyła w sukces. Wierzyła w marzenia. Nie swoje , a mężczyzny stojącego w oddali. Wierzyła , że jego sukces jest tylko kwestią czasu. 
- Nela nie możesz oceniać sytuacji Thomasa , poprzez pryzmat swojego życia , rozumiesz... - chciała pomóc , chciała wywiązać się z obowiązku który zrodził się pomiędzy Nią , a samymi zainteresowanym , ale nie do końca potrafiła. Bo jak ukazać sens istnienia , sens walki o własne marzenia... Marzenia które jednych rujnują , tak zwyczajnie niszcząc od środka , a w drugich rozpalają potrzebną do walki iskrę... Iskrę woli walki o własne życie. Stanowią punkt zaczepienia , stanowią przyszłość do której chory powinien dążyć. Stanowią drogę.... Drogę , którą nie każdy może podążać. 
- Przeżyć choć jeden dzień dłużej niżeli jest mi pisane. - powtórzyła głośniej , by uzmysłowić blondynce swój punkt patrzenia na zaistniałą wymianą poglądów. - Zasypiać i budzić się z myślą , że robię wszystko , aby spełnić swoje marzenia, aby dążenie do nich sprawiało , że będę czuł się szczęśliwy , aby każda kolejna przygoda w powietrzu powodowała radość na mojej twarzy ... - oznajmiła patrząc wprost w jasną teksturę źrenic Austriaka doszukując się w niej jakiegoś głębszego sensu nie zdając sobie z tego sprawy. - Moje marzenie jest zależne od innych. Nie mogę zrobić nic , aby cokolwiek zmienić , nie mogę uczynić niczego prócz czekania. - jej głos zawiesił się na moment ,by nie dopuścić do pojawienia się niechcianych emocji , które jedynie zaostrzyły by potok jej słów. -Treningi , konkursy , zgrupowania... Wszystko zależy od Niego , wszystko co zrobi zaowocuje tylko musi na nowo uwierzyć. Dać sobie czas... Dać wiarę słowom , że pomimo tego jak jest ciężko sukces nadejdzie. - zakończyła zatrzymując swój wzrok na postaci skoncentrowanej Austriaczki. 
- Co Ty chcesz przez to powiedzieć? Powinien wierzyć w coś co niszczy go od środka? Powinien brnąć w sytuację , która powoli go obezwładni? Pozbawi wszystkiego na co pracował tyle czasu? - zasiadła na kanapie chowając twarz w dłoniach , wypuszczając z płuc jedynie dawkę powietrza , jakby pozbywając się nieczystości swojego umysłu , w przypływie zgęstniałej atmosfery.
- Wsłuchaj się przez moment w słowa , które Ci powiedział kilka chwil wcześniej. On kocha to co robi , żyje tym pomimo tego jak wiele musiał i zapewne jeszcze będzie musiał poświęcić dla dalszego rozwoju. On ma marzenia Sabi. Marzenia , które nie tak łatwo spełnić , ale dzięki swojej wytrwałości spełni je. - na twarz wychudzonej blondynki wkradł się lekki uśmiech. Kierując się ku drzwiom wyjściowym spojrzała na twarz Austriaka. - Po burzy zawsze wychodzi słońce Thomas... - zakończyła wychodząc.

Wiedeń 24 lipiec 2015r.
'Tak trudno jest przekazać Nasze myśli innym używając najprostszych słów. Tak trudno oznajmić to co czujemy , co dzieje się wewnątrz Nas podczas jednej rozmowy. Tak cholernie trudno jest pozostać sobą nie raniąc innych wokół. Bo przecież każda osoba która darzy Nas sympatią z jakiegoś względu tą sympatią nas obdarzyła. Czy możliwym jest , abyśmy z każdą z tych osób potrafili porozumieć się bez słów , pomimo tego jakie uczucia zamieszkują w naszych sercach? Dziś poczułam. Po raz pierwszy stworzyłam w sobie poczucie , że mogę porozumieć się z kimś jedynie poprzez wgląd w jego życie. Opowieść , którą podarował komuś zupełnie innemu... Potrafię zrozumieć coś co do niedawna stanowiło tak odległe horyzonty. To tak jakbym poznawała samą siebie na nowo , zapominając o tym co się dzieje w moim życiu. Jakby marzenia innych osób miały o wiele większą wartość od moich marzeń. Jakby to za sprawą szczęścia innych mój mały świat miał nabrać kolorytu. Bo przecież każdy obraz potrzebuje odpowiedniego uzupełniania , odpowiednich barw , płótna... Każda istota ludzka potrzebuje chociaż najmniejszej iskierki radości , by pomimo panującej burzy ujrzeć przedostające się przez ciemne chmury promienie słońca.'

Wiedeń. Szpital onkologiczny.
Czasem problemy otaczają kogoś ze wszystkich stron i jest ich więcej, niż w ogóle można sobie wyobrazić. A gdy zabrnie się w nie dość daleko, nie pozostaje nic innego, jak tylko przedzierać się dalej – byle do przodu, żeby dotrzeć na drugi brzeg.
- A po burzy wychodzi słońce po złych, dobre nadchodzą dni, po mroźnej zimie, lato gorące,
a po rozpaczy, radości łzy. Jeszcze tylko zapomnieć, wymazać z pamięci, by nigdy więcej nie wspomnieć tych chwil, w których zabrakło tęczy, zapomnieć o smaku łez i bólu, co serce poranił,
a żal zostawić za sobą gdzieś,by duszy goryczą nie karmił... - niewysoki młodzieniec uśmiechnął się subtelnie spoglądając na bladą twarz poznanej niedawno dziewczyny. Wpatrywał się w jej istotę chcąc utwierdzić się w przekonaniu , iż to co usłyszał nie jest wytworem jego wyobraźni , że pomimo tego jak odległe są światy pomiędzy dwojgiem obcych sobie ludzi , ktokolwiek potrafi go zrozumieć , pojąć jego punkt patrzenia na świat. Potrafi wesprzeć , chociażby najbanalniejszym potokiem słów.
- Przecież słońce już świeci,a uśmiech pojawił się na twarzy , nadzieja jak ptak znów przyleci
i nowy płomień rozżarzy. Życie zaprasza do tańca sunąc w radosnym pochodzie, a smutek w roli wygnańca znika, jak kamień rzucony do wody. Jak dzień przychodzi po nocy, tak słońce wychodzi po burzy i wiatr przestaje wiać w oczy w tej dziwnej życia podróży. ... - odpowiedziała cytując słowa od zawsze tkwiące w jej głowie. Jej twarz zasilił lekki uśmiech , a nieobecny dotąd wzrok rozbłysł ciepłem emanującym od postaci Austriaka.
- Wiesz , że jako pierwsza uwierzyłaś w to że potrafię , że mogę jeszcze wszystko zmienić , że pomimo tego jak długa czeka mnie droga dam sobie radę. - zasiadł na jednym z krzeseł w sali szpitalnej przyglądając się nadal z uwagą swojej rozmówczyni. Nie miał już nic do stracenia , nie znał poczucia wstydu , zażenowania swoim zachowaniem , nieudanymi próbami pokonania własnych barier w drodze do sukcesu. Potrzebował pomocy , wsparcia... Potrzebował kogoś kto uwierzy za Niego. 
- Powiedziałam tylko to co sam myślisz... - wzniosła się do pozycji siedzącej nie zastanawiając się nad tym że może nie powinna ingerować w życie innych , że nie powinna sprzedawać swoich myśli , gdyż nie dla każdego mogą ona stać się przydatne... Ale czy nie jest tak , że pomimo tego całego bałaganu  na świecie powinniśmy przystanąć , ochłonąć i rozejrzeć się w około czy to czasem nie my powinniśmy udzielić pomocy innym , a nie za każdym razem żądać tej pomocy jedynie dla siebie? Bo gdy życie już minie , a oczy po raz ostatni się zamkną nie będzie już czasu na refleksję , na sprostowanie czegokolwiek. Pozostaniemy sami. Sami z myślą , że tak naprawdę nie uczyniliśmy niczego , by ofiarować chociaż odrobinę radości innym.
- Pomożesz mi? - zapytał nieśmiało zatrzymując  swoje spojrzenie na postaci Austriaczki , uśmiechając się do Niej subtelnie. Całkowicie poddał się wizji tego , że pomimo tej całej złej otoczki , wszystkich niepotrzebnych ruchów z jego strony jednak jest jeszcze nadzieja. Nadzieja na to , że na nowo uwierzy , a może i odświeży swoją wiarę ... Bo przecież widomym jest że ona gdzieś tam jest. Przykryta płachtą ze zlepku niepowodzeń , ale jest. Czeka , by w odpowiedniej chwili się ożywić ukazując swoje wewnętrzne piękno. 
- Jak mogę pomóc komuś skoro nie potrafię pomóc sobie Thomas? To w Tobie jest siła potrzebna do tego by wygrać tą walkę. Bitwę o marzenia... - odrzekła goszcząc na swojej twarzy lekki grymas radości , po raz pierwszy od tak niepamiętnych czasów.  - Moje słowa nic nie zmienią skoro Ty sam nie udowodnisz sobie swojej wyższości nad własnymi słabościami. Jeżeli Ty nie będziesz chciał , nikt inny nie zrobi tego za Ciebie... - mówiła skupiając całą swoją uwagę na gumowym kabelku , za pośrednictwem którego do jej żył wtaczano kolejną , potrzebą porcję witamin.
- Rozmawiaj ze mną , chociażby ta rozmowa miała dotyczyć tych idiotycznych leków , którymi Cię faszerują , chociażby każde ze słów rozpoczynało rozmowę o pogodzie. Proszę Cię... - jego głos załamał się nieco , ukazując jedynie jak wiele walk rozgrywa się w jego głowie. Jak każda z kolejnych myśli chce być lepsza od tej poprzedniej, a on? Pozostawiony sam sobie szuka odskoczni... Czegoś co zabije pustkę wyżłobioną po niepowodzeniach minionego sezonu. 
Roześmiała się pobudzona faktem iż przed  jej oczami zasiadła w końcu osoba , która nie patrzy na nią wzrokiem politowania , nie przejmuje się tym co spotkało ją w życiu , oczekuje pomocy , zwyczajnego wsparcia , nie chcąc ofiarować niczego w zamian... Niczego co ma związek z jej chorobą , z litością ... Z czymś czego nie mogła przyjąć tak po prostu do wiadomości.. Bo nic nie rani , nie zraża tak bardzo jak myśl o tym , że nie jest się już sobą , nie jest się człowiekiem który ma uczucia , nie jest się już tą samą osobą , tą sprzed choroby... Jest się kimś komu należy się współczucie , kimś kto nie ponosi odpowiedzialności za swoje słowa , czy czyny ... Jest się porcelanową lalką , której nie można wypuścić z rąk... - Amelia... - wyciągnęła w kierunku swojego rozmówcy dłoń. - Bardzo cieszy mnie fakt , że będziesz moim kolegą od rozmów pozbawionych najmniejszego sensu...
- Thomas... - odpowiedział równie rozbawiony co jego towarzyszka , ściskając jej dłoń. Nagle wszystko jakby nabrało światła , jakby nie było już trudu związanego z walką , jakby wszystkie złe chwile odeszły , a on został sam. Nie dosłownie. Lecz w sposób , który potrafiłby Go uradować. Wiedział , że to tylko aluzja. Ulotna chwila , która minie , bo na wszystko jest jeszcze czas. - Thomas Dithart.


Matrei/Tirol 24 lipiec 2015r.
'Znacie to uczucie, kiedy trzeba podjąć życiową decyzję, ale nie ma się żadnej pewności, że postępuje się słusznie? Kiedy człowiek wybiera jedną z dróg, ale wciąż patrzy za siebie, na tę drugą, przekonany, że wybrał źle? Wie , a jednak podąża mając tą cholerną nadzieję , że wszystko ułoży się w końcu tak jak tego chce. Idę , wciąż idę , próbując nie zastanawiać się czy postąpiłem dobrze , czy decyzje które podejmuję są słuszne.  Ale czy nie jest tak , że nie ważne w jakim aspekcie podejmujemy decyzję , one nigdy nie są dostatecznie ubezpieczone. Nie dają Nam gwarancji na to , że obędzie się bez komplikacji... Tych sytuacji , w których jestem teraz w tym miejscu , w którym wszystko wydaje mi się być obce było w tym sezonie bardzo wiele. Zbyt wiele zważywszy na to co miało miejsce rok temu. Może zbyt wiele oczekiwałem , zbyt szybko uwierzyłem w to , że jestem wystarczająco dobry w tym co robię , a może nadzwyczaj szybko zaufałem tym wszystkim ludziom , dla których stałem na piedestale ... a teraz? Wszyscy odeszli. Wszyscy oprócz rodziny , dla której zawsze , bez względu na wszystko będę coś wart. Tylko , że ja potrzebuje tej wiary od siebie samego. Potrzebuje uwierzyć , że na przekór całemu światu potrafię powtórzyć swojej sukcesy... Potrafię dokonać niemożliwego , udowadniając , że zbyt szybko mnie skreślili , że mam w sobie potencjał , mam siłę... Boję się jedynie jednego. Boję się , że w tej całej gonitwie zapomnę co jest najważniejsze w życiu... Zachłysnę się ponownie dopełniając tylko tą chwilową bajkę , a tracąc najważniejsze z wartości...'

Przeżyć o jedną chwilę więcej niżeli jest mi dane.
Pewnie każda z Was kochana wie jakim ciepłem wypełnia się serducho czytając opinie innych na temat swojej twórczości. Czegoś czemu poświęca się wiele czasu , ale czemuś co cieszy za każdym powstającym w głowie planem.
Planów jest wiele. Postaci również , więc mam nadzieję , że nadal będziecie ze mną.
Kolejny sezon za Nami. Kolejny który pozostawił po sobie pustkę. To tak jakby odebrano Nam coś cennego na te kilkaset dni , które przed Nami.
Niby schemat jest ciągle ten sam. Jest początek sezonu , więc musi nadejść i koniec.
Pytanie tylko dlaczego nie potrafimy przygotować się do tego momentu.
Momentu bez ' skoków'.
Przynajmniej ja nie potrafię.
Dziękuje za wszystko!

7 komentarzy:

  1. O Boże... Nawet nie wiesz, jaki huragan emocji towarzyszył mi podczas lektury. Szpital to miejsce, którego nawet najgorszemu wrogowi bym nie życzyła... Z jednej strony rozumiem Sabrinę. Martwi się, chce jak najlepiej... Ale czasami właśnie te marzenia są najlepszym lekarstwem. Wierzę, że wszystko będzie jeszcze dobrze. Bo musi być dobrze...
    Kolejny sezon za nami... Jakoś za szybko to wszystko minęło, przecież dopiero był początek ;)
    Buziaki :**

    PS. Zapraszam do siebie na dwójkę ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nie rozumiem do końca Sabriny. No dobra, martwi się, okej... Ale jeśli Thomas ma te marzenia i chce o te marzenia walczyć, no to chyba nie powinna mu tego zabraniać...
    nie lubię szpitali, brr...
    a co dopiero szpital onkologiczny...

    buziole ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem również Sabrina nie powinna zabraniać Thomasowi walczyć, walczyć o te marzenia, których on tak pragnie.
    Jejku na samą myśl o szpitalu onkologicznym przechodzi mnie dreszcz, okropne miejsce.
    Fajnie budujesz emocje :)
    Czekam na dalszy rozwój akcji!
    Osobiście nawet nie myślę, że ten sezon odszedł już do historii, bo jest ciężko.....
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, ależ piękna melodia. ♥
    Druga sprawa...
    EMOCJE! Świetnie je przedstawiasz! ;* Przenosisz je z ekranu do krwi swoich czytelników. :) To niezwykła umiejętność. ;* Cudowne! Rozpływam się, wręcz! ;**
    Kolejna sprawa...
    Widzę, że nie tylko ja nie do końca rozumiem postępowanie Sabriny. Zmartwienia, zmartwieniami, ale powinna wspierać Thomasa jeszcze w tej walce. Skoro wykazuje taką inicjatywę, znaczy, że naprawdę pragnie. Tego nie można odrzucić w kąt i uznać za bezwartościowe...
    Genialny rozdział! Czekam na nexta! ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział to po prostu dzieło sztuki. Wzbudza wiele emocji i poprawia na duchu, bo 'po burzy zawsze wychodzi słońce'.
    Nie zgadzam się z Sabriną. Marzenia są bardzo ważne i równie ważne jest dążenie do ich realizacji. Bo w życiu trzeba mieć jakiś cel, coś do czego się dąży. Dlatego moje życiowe motto to "Nigdy nie rezygnuj z marzeń. Jeśli się nie spełnią, oby nie z twojej winy"
    Wracając, szpital. Okropne miejsce, sama do niedawna często bywałam na onkologii (odwiedzałam bardzo bliską mi osobę). U większości ludzi widać chęć walki o życie. I to paradoksalnie jest piękne, ale smutne zarazem. Bo to u nich widać największą chęć walki o marzenia- o to, by móc wyjść z choroby i żyć. Po prostu żyć.
    Twój rozdział jest najzwyczajniej w świecie piękny i nie mogę doczekać się kolejnego ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowne! Emocje żywcem wyjęte z serca.Jesteś moją inspiracją. Czytając Twój pierwszy rozdział, w myślach układałam swoja historię. Dziękuję i wybacz,że jestem tu dopiero teraz.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne! Emocjonalnie i delikatnie. Subtelnosc twoja wizytówką.
    Bardzo mi się podoba i czekam na więcej. Weny życzę kochana!

    OdpowiedzUsuń